Zawsze mówili mi, że mam żyć ostrożnie. Z astmą od dzieciństwa nauczyłem się unikać wysiłku, stresu, gwałtownych emocji. Moje życie toczyło się w wolnym, przewidywalnym tempie. Pracowałem jako archiwista w urzędzie miasta - ciche pomieszczenie, stała temperatura, zero niespodzianek. Wieczorami czytałem książki lub oglądałem dokumentalne programy o przyrodzie. Mój inhalator zawsze leżał w zasięgu ręki, jak wierny, choć niechciany przyjaciel.
Lekarz mawiał: "Unikaj sytuacji, które mogą wywołać atak. Spokój to twoje najlepsze lekarstwo". Słuchałem go przez trzydzieści lat. Aż do dnia, kiedy zdałem sobie sprawę, że moje życie stało się tak sterylne, tak bezpieczne, że właściwie przestało być życiem. Byłem jak ten papier, który układałem w teczkach - suchy, zakurzony, pozbawiony kolorów.
Pewnego jesiennego wieczoru, przeglądając fora dla osób z chorobami przewlekłymi, natrafiłem na wątek o vavada kasyno. Jakiś mężczyzna pisał, że dzięki grom nauczył się radzić sobie z lękiem. Że ma stwardnienie rozsiane i wirtualne kasyno dało mu przestrzeń, gdzie mógł czuć się normalnie. To opowieść poruszyła coś we mnie.
Zarejestrowałem się z duszą na ramieniu. Bałem się, że emocje wywołają atak. Pierwsze minuty przed ekranem były męczące. Co chwila sprawdzałem, czy inhalator jest na miejscu. Wybrałem blackjacka - wydawał mi się najbardziej stonowaną grą. Liczenie kart, strategia, minimalne emocje.
Ale już po kilku rozdaniach coś się zmieniło. Zamiast panikować, skupiałem się na grze. Analizowałem karty, podejmowałem decyzje. I nagle zrozumiałem - to pierwszy raz od lat, kiedy myślałem o czymś innym niż o swoim oddechu. O czymś innym niż o następnym ataku.
Vavada kasyno stało się moją terapią. Stopniowo, dzień po dniu, uczyłem się tolerować małe dawki emocji. Z blackjacka przeszedłem do ruletki, potem do automatów. Każda wygrana, każda przegrana - to były ćwiczenia z radzenia sobie z napięciem. I co najdziwniejsze, moja astma... poprawiła się. Nie magicznie, ale ataki stały się rzadsze. Lekarz nie mógł uwierzyć, gdy pokazałem mu wyniki badań.
Pewnej nocy, grając w pokera, miałem sytuację, która wszystko zmieniła. Miałem dobre karty, ale przeciwnik postawił all-in. Normalnie bym spasował. Ale tym razem, po raz pierwszy od lat, posłuchałem instynktu zamiast strachu. Zaryzykowałem. I wygrałem.
W tej chwili, gdy ekran pokazał wygraną, poczułem coś niezwykłego. Nie duszność, nie panikę. Poczucie wolności. To było jak pierwszy oddech po latach spędzonych pod kloszem.
To doświadczenie zmieniło moje życie poza ekranem komputera. Zacząłem wychodzić z domu częściej. Zapisałem się na kurs tańca - coś, o czym zawsze marzyłem, ale bałem się, że wysiłek wywoła atak. Pierwsze zajęcia były straszne, ale przypominałem sobie sesje w vavada kasyno - tam też się bałem, a jednak szło.
Nawet w pracy coś się zmieniło. Kiedy szef zaproponował przeniesienie mnie do działu zajmującego się skargami mieszkańców - stresująca posada, której zawsze unikałem - tym razem się zgodziłem. Koledzy patrzyli na mnie jak na wariata.
"Co się stało z naszym ostrożnym archiwistą?" - pytali.
Uśmiechałem się tylko. Nie mówiłem im o vavada kasyno. Nie mówiłem, że to tam, przed ekranem komputera, nauczyłem się najważniejszej lekcji - że czasem większym ryzykiem niż podejmowanie wyzwań jest ich unikanie.
Minął rok. Tańczę tango co wtorek. W pracy radzę sobie ze stresującymi sytuacjami lepiej niż ktokolwiek by się spodziewał. I choć astma nie zniknęła, nauczyłem się z nią żyć inaczej. Nie jako z wyrokiem, ale jako z częścią siebie, która nie musi mnie ograniczać.
Dziś wieczorem, tak jak wiele innych, pewnie zaloguję się do vavada kasyno. Ale nie po to, by uciec od życia. Po to, by przypomnieć sobie tamtą pierwszą lekcję odwagi. By poczuć znów ten dreszczyk, który niegdyś był moim wrogiem, a stał się przyjacielem.
Bo odkryłem, że życie to nie unikanie burz, ale nauka tańca w deszczu. I że czasem wystarczy jeden odważny ruch, by zmienić wszystko. Nawet jeśli ten ruch to tylko kliknięcie myszką.